9 lutego 2009

bardzo głodna gąsienica



Nocą w świetle księżyca, leżało na liściu maleńkie jajeczko.
W niedzielę rano, gdy wzeszło ciepłe słońce, z jajeczka wykluła się- trrrach!- maleńka, bardzo głodna gąsienica…


Mała gąsienica, która szuka jedzenia okazała się książeczką bardzo atrakcyjną dla Ko.
Na razie ogląda, wkłada palec do dziurek i chętnie słucha.
Jednak za rok będzie mogła zainteresować się smakami, pięknymi barwami i ilustracjami,nazwami owoców, dniami tygodnia czy liczbami; a za dwa lata, zainteresować się przemianą gąsienicy w motyla- całe bogactwo małe książeczki.



Eric Carle, Bardzo głodna gąsienica, wydawnictwo Tatarak.

30 stycznia 2009

Gwiazdki dają miastu znać, że dzieci muszą spać.

Bogactwo polskich kołysanek jest niesamowite.
Poznaję wciąż i wciąż nowe melodie oraz piękne proste treści.
Inspirują mnie bajki i przypowiastki, więc wymyślam swoje piosenki. Mam już cały ich repertuar, których jak na razie tylko Ko. (i czasem S.) są słuchaczami.
Może znajdę kiedyś chwilę na zapis nutowy.

Ulubioną utulanką Ko. jest jednak piosenka nie mojego autorstwa; ludowa kołysanka, śpiewana od pierwszych dni życia Ko.(kto spędzał z nami wakacje, dobrze ją zna).Przy niej, choćby niewiadomo jak płakała, uspokaja się zawsze na moment a jej melodia często do snu kołysze.
W szpitalu bardzo bardzo przydatna. Nasze pielęgniarki już ją kojarzą:).

O konwaliach, grajku i królewnie.

Raz królewna złotowłosa
Cudny miała sen,
Że splatała złote włosy złociste jak len.

I przyszedł do niej grajek,
Na skrzypcach zaczął grać.
I mówi:
”Pójdź królewno,
konwalie ze mną rwać.

Pójdź, pójdź,
Pójdź, pójdź”.


Jeszcze bardziej ją lubi i uśmiecha się zadowolona gdy 'królewna' zamieniam na jej imię.

19 stycznia 2009

hospitalizacja. garść refleksji.

Dwa tygdnie w szpitalu moga czlowieka do wielu refleksji pobudzić. Czas tu jest bardzo zorganizowany, pory posilków, badań, analiz, inhalacji stale- gdy Ko.spi, naprawde mozna wiele zaleglego w myslach i lekturowo nadrobic. Malo i krótko spi,to prawda ale to zupelnie inny temat (wszak jest w zlotym momencie odkyrwania swiata, a potrzebuje kogos doroslego do pomocy w tym odkrywaniu; nasza relacja córka-matka bardzo sie zaciesnila).

Po pierwsze w tej izolatce i odosobnieniu zrozumialam trochę los więźniów. I wstydzę sie teorii, która w dzieciństwie mialamam, że więzienie to żadna kara, bo mozna sobie pospać i poczytac do woli;).

Po drugie- doceniam tu po raz kolejny walor malych czynów. Czyli drobiazg zrobiony w delikatny i mily sposób znaczy wiele- pukanie do drzwi, usmiech pielegniarki, wysluchanie lekarza,'smacznego!'przy podawaniu obiadu...- te drobiazgi naprawdę zmieniają pobyt w szpitalu. Jeżeli czyta to jakas pielęgniarka- niech nie zapomina o magicznym dzialaniu tych drobnostek o wielkiej wadze i niech wie, że jej zawód ma niesamowity potencjal. Moze tak wiele zmienić;).

Po trzecie...jedzenie. Ile w szpitalu sie go marnuje! Fakt, nie jest to wyszukana kuchnia.Ale prawda jest taka, że ci co maja pieniądze nie jedzą go wcale i odstawiają nietknięte talerze (a to idzie potem do smieci!)a dojadaja sobie to co sami maja z domu; ci co nie maja nikogo kto by sie o nich zatroszczyl albo pieniedzy, jedza wszytko. Stad tez polityka jedzenia w szpitalach sie nie zmini- bo ci co glodni i tak zjedzą a ci co syci swoim jedzenie nie tykają tego szpitalnego. Wiec szpital na jedzenie pieniedzy nie ma, ale na marnowanie ma. To dziwna rzecz i naprawde warto by przemyslec raz jeszcze politykę posilkow. To wola o pomste do nieba- te wiadra chleba i resztek stąd wynoszonych!

Po czwarte znowu urzekla mnie tutaj postać Aleksji Gonzalez Barros. Po 20.latach wrócilam do książki mojego dzieciństwa i doznalam ponownego zachwytu- Nią samą, Jej Rodziną, Ich silą.Trzeba tylko wiedzieć gdzie czerpać.

Po piąte... utwierdzam sie coraz silniej i mocniej w przekonaniu, że u dziecka do lat 3 nic a nic nie zastąpi wspanialej obecnoci matki. Ten czas tu spedzony i ascelaracja w poznawaniu rzeczy i rozwoju u Ko.jest niesamowita. Matki Drogie, bycie z dzieckiem sie po prostu oplaca i zwraca a efekty są piorunujące. To co damy w pierwszych trzech latach, będzie szlo za dzieckiem przez cale życie. Dziecko nie doceni dobrej zupki, prezentu, pieniedzy wydanych na opiekunke czy edukacji w zlobku- nie rozumie tego, nie cieszy sie z tego. Jednak rozumie i odczuwa obecnoć matki i to mu sprawia wielką frajdę.Osobny temat, jeszcze do niego wrócę kiedys.

I jest jeszcze po szóste, po siódme i ósme..., ale Ko skończyla drzemkę:)
Przed nami jeszcze trochę hospitalizacji, więc refleksje w glowie będa się mnożyć.

Wybaczcie literówki i brak tu i ówdzie znaków polskich, ale piszę nie na swojej maszynie i dziwne rzeczy wyskakują czasem.