17 grudnia 2008

górecki skrzat


Jeżeli cośkolwiek chomikuję, to tylko je. Książki.

Moje wejście do księgarni, zawsze kończy się wyjściem z czymś w ręku.
Dlatego,niebawem, wobec nadchodzącej recesji, nie powinnam w ogóle do nich wchodzić.
(Ale to temat zupełnie osobny.)

Teraz wzbogacanie się ciekawą i mądrą treścią, ma podwójny wymiar. Tak jakby ...robię zakupy za Ko. Czyli nie tylko książki dla mnie, ale i dla niej. Na przyszłość daleką. Zupełnie jak chomik. A potem w wolnych chwilach wolnych chwil, pośród badań, analiz i zapisków, zawsze znajduję dwóminutek na podczytanie (ten czasownik powinien naprawdę istnieć!; jest podjadanie czemu nie ma podczytywania?; i jedno i drugie związane jest z karmieniem siebie...) fragmentu nowej knigi.

Kłopoty Kacperka góreckiego skrzata- istna rewelacja.
Klasyka ciekawych i magicznych baśni, autorstwa Zofii Kossak-Szczuckiej.
Gdzie dobro i zło na wyraźnych miejscach stoją, atmosfera istnie czarująca i sympatyczna jest, a przygody zastanawiające.

Na nadchodzące wieczorne rodzinne świąteczne chwile...

5 grudnia 2008

muffinkowanie





Umówiłyśmy się na świętowanie obrony chińskiego tytułu magisterskiego A.G-D.Temat samej obrony jednak mało się przewijał, bo specyfika świętowania pochłonęła nas zupełnie...



Piekłyśmy różnego rodzaju muffinki a potem ochoczo je smakowałyśmy, przy radosnym akompaniamencie gaworzeń naszych pociech.



Rewelacją okazała się strona niedawno odkryta:moje wypieki.

2 grudnia 2008

wyrzutka z pokoju

„Ma już pół roku. Najwyższy czas. Zrobimy to w grudniu”.
Taka była decyzja.
Bowiem wspólne spanie w pokoju nie wychodziło już od jakiegoś czasu. Budzenie się 5 razy w nocy, co godzinę, sprawiało, że ani my ani Ko. nie wysypialiśmy się od wielu tygodni.

W myślach liczyłam jednak na to, że S. o tym postanowieniu zapomni (ta nieuporządkowana emocjonalność matek!).
Ale nie zapomniał.
1 grudnia nadszedł.
Ko. została wyniesiona z naszego pokoju.

Gdy wieczorem położyłam Ją w swoi nowym lokum, rozejrzała się ciekawie, zrobiła parę skłonów i wypięć (przygotowuje się codziennie do mającego nastąpić -pewnie niebawem - etapu raczkowania), wsadziła palec do buzi i zasnęła snem zasłużonych (ktoś kto przez cały dzień szaleje odkrywaniem świata naprawdę może być zmęczony!). Bez zbytnich protestów czy emocji, nieświadoma wielkiej zmiany… którą w gruncie rzeczy- przeżywała bardziej mama, niż córka.

Bo mama długo nie spała i wciąż nasłuchiwała ewentualnego płaczu czy rozpaczy.

Ale rozpaczy nie było, a płacz tylko mały – ten tradycyjny, wołający na karmienie, po którym …dalej spała zadowolona z miną mówiąca jakby:„Mamo, pora dać mi trochę wolności! A i wam to nie zaszkodzi...” .
Ma skubana rację!