19 stycznia 2009

hospitalizacja. garść refleksji.

Dwa tygdnie w szpitalu moga czlowieka do wielu refleksji pobudzić. Czas tu jest bardzo zorganizowany, pory posilków, badań, analiz, inhalacji stale- gdy Ko.spi, naprawde mozna wiele zaleglego w myslach i lekturowo nadrobic. Malo i krótko spi,to prawda ale to zupelnie inny temat (wszak jest w zlotym momencie odkyrwania swiata, a potrzebuje kogos doroslego do pomocy w tym odkrywaniu; nasza relacja córka-matka bardzo sie zaciesnila).

Po pierwsze w tej izolatce i odosobnieniu zrozumialam trochę los więźniów. I wstydzę sie teorii, która w dzieciństwie mialamam, że więzienie to żadna kara, bo mozna sobie pospać i poczytac do woli;).

Po drugie- doceniam tu po raz kolejny walor malych czynów. Czyli drobiazg zrobiony w delikatny i mily sposób znaczy wiele- pukanie do drzwi, usmiech pielegniarki, wysluchanie lekarza,'smacznego!'przy podawaniu obiadu...- te drobiazgi naprawdę zmieniają pobyt w szpitalu. Jeżeli czyta to jakas pielęgniarka- niech nie zapomina o magicznym dzialaniu tych drobnostek o wielkiej wadze i niech wie, że jej zawód ma niesamowity potencjal. Moze tak wiele zmienić;).

Po trzecie...jedzenie. Ile w szpitalu sie go marnuje! Fakt, nie jest to wyszukana kuchnia.Ale prawda jest taka, że ci co maja pieniądze nie jedzą go wcale i odstawiają nietknięte talerze (a to idzie potem do smieci!)a dojadaja sobie to co sami maja z domu; ci co nie maja nikogo kto by sie o nich zatroszczyl albo pieniedzy, jedza wszytko. Stad tez polityka jedzenia w szpitalach sie nie zmini- bo ci co glodni i tak zjedzą a ci co syci swoim jedzenie nie tykają tego szpitalnego. Wiec szpital na jedzenie pieniedzy nie ma, ale na marnowanie ma. To dziwna rzecz i naprawde warto by przemyslec raz jeszcze politykę posilkow. To wola o pomste do nieba- te wiadra chleba i resztek stąd wynoszonych!

Po czwarte znowu urzekla mnie tutaj postać Aleksji Gonzalez Barros. Po 20.latach wrócilam do książki mojego dzieciństwa i doznalam ponownego zachwytu- Nią samą, Jej Rodziną, Ich silą.Trzeba tylko wiedzieć gdzie czerpać.

Po piąte... utwierdzam sie coraz silniej i mocniej w przekonaniu, że u dziecka do lat 3 nic a nic nie zastąpi wspanialej obecnoci matki. Ten czas tu spedzony i ascelaracja w poznawaniu rzeczy i rozwoju u Ko.jest niesamowita. Matki Drogie, bycie z dzieckiem sie po prostu oplaca i zwraca a efekty są piorunujące. To co damy w pierwszych trzech latach, będzie szlo za dzieckiem przez cale życie. Dziecko nie doceni dobrej zupki, prezentu, pieniedzy wydanych na opiekunke czy edukacji w zlobku- nie rozumie tego, nie cieszy sie z tego. Jednak rozumie i odczuwa obecnoć matki i to mu sprawia wielką frajdę.Osobny temat, jeszcze do niego wrócę kiedys.

I jest jeszcze po szóste, po siódme i ósme..., ale Ko skończyla drzemkę:)
Przed nami jeszcze trochę hospitalizacji, więc refleksje w glowie będa się mnożyć.

Wybaczcie literówki i brak tu i ówdzie znaków polskich, ale piszę nie na swojej maszynie i dziwne rzeczy wyskakują czasem.

4 komentarze:

  1. jej... a co sie stalo malej KOo.??

    OdpowiedzUsuń
  2. Jej ... a co sie stalo malej Ko.??

    OdpowiedzUsuń
  3. pusto bez Was było.. witajcie w domu :-D

    OdpowiedzUsuń
  4. To prawda co piszesz o spędzonym wspólnie czasie. Przeżyłam szpital z 6 miesięcznym synkiem, w naszym przypadku to był akurat koszmar, mały był w stanie niemal agonalnym, personel odpychająco nie ludzki, brak odwiedzin a w domu 2 lata starsza tylko córcia...ech, szkoda gadać, nie o tym chciałam.
    Na niekorzyśc świadomości co do spędzania czasu z dzieckiem, działa ostatnio krążąca opinia; "nie liczy sie ilość a jakość" Otóż ja uważam, że ilość w tym przypadku jak najbardziej się liczy, bo ilość (czyli czas) to OBECNOSC. Zgodzicie się?
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń